MKDNiS logo Czarne 1

Program Ochrona zabytków
Zadanie pn. Drozdowo, dwór Lutosławskich, Muzeum Przyrody
(XIX w.): wymiana pokrycia dachowego wraz z rynnami,
wymiana świetlika oraz renowacja kominów w części willowej
muzeum dofinansowano ze środków
Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu

Ewa CywinskaTomasz Szymański (Muzeum Przyrody w Drozdowie): W okresie od stycznia do końca kwietnia br. w Muzeum Przyrody w Drozdowie prezentowana jest wystawa „Muzyka w Polskim Domu” pochodząca ze zbiorów kierowanego przez Panią, wspólnie z mężem Kazimierzem i synem Emilem, Muzeum Kresowego Domu Muzycznego w Białostoczku. Jak narodził się pomysł tej wystawy i jakie są jej motywy przewodnie?

Ewa Cywińska: Pierwotną ideą przyświecającą wystawie było stworzenie ekspozycji instrumentów muzycznych, które by korespondowały z posiadanymi zbiorami nut. Nasz zbiór powstawał nie na zasadzie tworzenia nutoteki, czyli zasobu zapisu nutowego muzyki polskiej i obcej, zapisu na zasadzie: chwyta się to co jest dostępne. Klucz był inny. Stwierdziliśmy z mężem, że mamy podobne upodobania, mianowicie jako osoby niegrające, niemuzykujące i nieśpiewające, jesteśmy zauroczeni muzyką w wizerunku, tematem muzycznym w plastyce i ilustracją muzyczną. Chociaż, należy zaznaczyć, że muzyka jest sztuką nieprzedstawiającą, muzyki się nie ilustruje; do muzyki może powstać obraz inspirowany muzyką, ale nie dosłowna ilustracja. W muzyce mamy na przykład gatunki epickie o których można powiedzieć, że jest to muzyka ilustracyjna, która wyraża nastroje, stan człowieka, ale nie obrazuje wydarzenia bo to jest nie możliwe.

Jaka może być ilustracja muzyczna? Muzyki jako takiej się nie zilustruje, ale można zilustrować albo poszerzyć oddziaływanie muzyki poprzez zrozumienie tego dla jakich celów powstała. Twórcy muzyki żyli przecież w określonych epokach, w określonych sytuacjach historycznych, mieli za sobą swoje biografie i przeżycia, tworząc reagowali na świat zewnętrzny jak również wyrażali swój świat wewnętrzny (muzyka romantyczna jest takim rozdrabnianiem stanów duchowych człowieka). Stwierdziliśmy, że najpiękniejszą formą „zilustrowania muzyki” są nuty - ich strona tytułowa. Można powiedzieć, że wtedy odkryliśmy inną urodę nut, które do tej pory były dla nas mniej istotne. Zaczęliśmy, więc poszukiwać ilustracji muzycznych. To były późne lata ’60, kiedy nikt poza nami tym się nie interesował, a w antykwariatach poszyty nut, czasami pięknie oprawione, zachowane w różnym stanie, można było dostać za przysłowiowy grosz. Zastanawiam się czy mąż poszukując w Polsce starych nut nie stworzył na nie popytu, ponieważ ludzie odkryli, że jest ktoś kto ich szuka. Zwróciliśmy się do wszystkich znajomych oraz do wszystkich już nie aktywnych nauczycielek muzyki. Gros powstającego zbioru to były dary. Mąż poznał wspaniałych ludzi, byłych instrumentarzy, właścicieli składów nut i przedwojennych wydawców. Zaczęłam także śledzić literaturę. Był taki historyk sztuki Andrzej Banach, który wydał serię o pięknych przedmiotach i ich roli w historii i kulturze polskiej. On napisał książkę pt. „Lekcja z nut” – trudno dostępną, wydaną przez Wydawnictwo Muzyczne w bardzo małym nakładzie. Andrzej Banach jako pierwszy dotknął tego tematu. Okazało się, że wśród zreprodukowanych przez niego, ilustrujących różne tematy grafik, ponad połowa jest w naszych zbiorach. Czyli my mamy zbiory „podręcznikowe”; czasami używa się takiego określenia „sztuka podręcznikowa”.

Zrobiliśmy z naszych zbiorów dwie wystawy, jeszcze w czasie kiedy byłam czynna zawodowo; jedna wystawa była prezentowana w Muzeum w Tykocinie, druga w białostockiej filharmonii z okazji jej jubileuszu. Wystawa w Tykocinie była eksponowana w stanie wojennym w 1982 r. i nosiła tytuł „Lekcja z nut”. Była to lekcja historii i narodowej tożsamości. Tłumy zjeżdżały do Tykocina. Nie było wtedy internetu ani komórki, ale poszła fama, że tylko u nas można zobaczyć taką wystawę.

Z czasem do kolekcji zostały dołączone instrumenty muzyczne?

Tak. Kiedy tworzyliśmy Muzeum Kresowego Domu Muzycznego, powstała idea by różne tematy muzyczne i rodzaje muzyki połączyć z instrumentami, które uczestniczyły w wykonaniu utworu w jego pierwotnej wersji. Była to muzyka udomowiona, w większości w transkrypcji na fortepian, ewentualnie śpiew z towarzyszeniem fortepianu, czasami na cztery ręce, czasami na skrzypce z towarzyszeniem fortepianu. Słowem, do wykonywana w domu.

Kresowy dom i jego koleje to rzeczywistość zaboru rosyjskiego i wpływy muzyczne całego wschodu Europy oraz Azji. Począwszy od bandury po wszelkie instrumenty dalekowschodnie. Chociaż, nawiasem mówiąc, jeżeli chodzi o bandurę, to mam swoją teorię – oczywiście do zweryfikowania przez uczonych - że nie jest to instrument kojarzony tylko ze wschodem Europy. Mówi się o obecności Celtów czy Galów, stąd nazwa Galicja, ale Galicja pierwotna jest w Hiszpanii, a w niej jest Bandurria. To jest rodowód bandury – nie jest ukraińska, lecz przywędrowała razem z Galami. Los części Polaków w zaborze rosyjskim to zesłania, katorga, wygnania na Sybir i powroty, niekoniecznie koleją transsyberyjską, czasami statkiem naokoło świata; powroty z instrumentami dalekowschodnimi bądź ich znajomością. Wspomnijmy także wielką emigrację popowstaniową, w tym emigrację do Europy zachodniej. Wiąże się z tym uwrażliwienie na niektóre instrumenty typowe dla tej części kontynentu. Na przykład na Kresach Północno-Wschodnich występowała cytra, która jako instrument domowy, salonowy i panieński była charakterystyczna dla Europy południowej i południowo-zachodniej. Była bardzo popularna np. Austrii czy Szwajcarii. Inne drogi Polaków prowadziły do Ameryki Północnej, skąd przywędrowało np. bandżo, a potem instrumenty elektryczne. Oczywiście, nie można pominąć Ameryki Południowej. Było wielu Polaków, którzy tworzyli jej potęgę. Obok Ignacego Domeyki, który stworzył analizę stanu posiadania zasobów kontynentu, był także Kazimierz Malinowski, kapitan Powstania Listopadowego, inżynier, który zaplanował prawie cały szlak kolei transandyjskiej. Prezentowane na wystawie instrumenty mają nam przypominać o obecności Polaków tam. Dodajmy do tego jeszcze instrumenty basenu Morza Śródziemnego: arabskie i bałkańskie.

Razem z wracającymi Polakami przywędrowały instrumenty. Polski dom, tak jak my Polacy i język polski, który sam w sobie jest niesłychanie bogaty poprzez zdrobnienia, synonimy, skomplikowaną deklinację, koniugację, przyswajający mnóstwo słów obcych, przyjmował mnóstwo instrumentów. One po prostu do nas wchodziły. A czy teraz wchodzą?

Czyli można powiedzieć, że państwa wystawa ukazuje wielką różnorodność dawnej Rzeczypospolitej, która miała swoje odbicie także w muzyce.

Zdecydowanie tak.

Wystawa „Muzyka w Polskim Domu” obejmuje część zbiorów prezentowanych na co dzień w Muzeum Kresowego Domu Muzycznego. Jakie cele przyświecają działalności muzeum? Co Państwo chcą przekazać zwiedzającym?

Stworzyliśmy przestrzeń do podróży w czasie i w pewnym sensie do przenoszenia się w inne miejsca, która ukazuje symbiozę muzyki z pewnymi sytuacjami domowymi, rodzinnymi, a także „bogoojczyźnianymi”, narodowymi, pokazując przy tym muzykę i kulturę nieprzyjaciela – zaborcy, narodu w różnych sytuacjach dziejowych uważanego z wroga.

Stworzony specyficzny klimat, pewna czytelna hierarchia ważności pokazywanych przedmiotów oddziałuje na ludzi. Spójrzmy na klasyczne muzea. To jest kilka wielkich muzeów europejskich. Tylko europejskich. Ameryka jest nieautentyczna. Wielkie muzea przede wszystkim pokazują przedmioty artystyczne – dzieła sztuki, z racji ich, powiedziałabym, wartości samej w sobie. Są to przedmioty – obraz w tym sensie też jest przedmiotem - wykonane z kunsztem i artyzmem, przez który autor przekazuje swoje doświadczenie piękna, swoje umiejętności piękna i jego wizję. Jest to zamykane w dziele i tak pozostaje na wieki. W muzeach tych pokazuje się piękne przedmioty, galerie obrazów, umeblowane wnętrze reprezentacyjne, rezydencjonalne, królewskie lub inne. Jednak rewolucja francuska, rewolucja bolszewicka i wojny spowodowały uszczuplenie tego bogactwa. Jak mamy poszerzyć swój świat, swoją zdolność przeżywania i przyswajania dobra kiedy coraz mniej mamy wokół siebie piękna? Część tego piękna została zniszczona, cześć jest niszczona albo ukrywana celowo z różnych powodów, część tego piękna jest niezrozumiała i lekceważona, a każdy człowiek ma w sobie naturalną potrzebę piękna. Dlatego tak piękna jest przyroda. Bóg najpierw stworzył człowiekowi ogród rajski jako otoczenie naturalnego piękna, a potem dopiero dał mu możliwość przetwarzania tego piękna w postaci tworzenia dzieł sztuki. Nie zawsze będzie świeciło słońce, nie zawsze gleba będzie dostarczała soków roślinie, więc mamy martwą naturę, którą wieszamy w domu i mamy piękno na co dzień.

Jak napisał Fiodor Dostojewski: „Piękno zbawi świat”.

Oczywiście, że tak.

Słowo także może być piękne.

Wracając do działalności Muzeum Kresowego Domu Muzycznego, opowiem pewną historię. Poznaliśmy pewne niezwykłe małżeństwo. Ona – białostoczanka, on obywatel jednego z północnoafrykańskich krajów muzułmańskich. W naszym Muzeum pokazaliśmy jej malarstwo i jego pamiątki z kraju pochodzenia. Po tym spotkaniu zaprosili do nas ambasadora tego kraju w Polsce. Pan Ambasador obejrzał nasze muzeum i powiedział, że Polaków i jego krajan w niesamowity sposób łączą pewne szczególne cechy: „To: stosunek do kobiet – bardzo kochamy kobiety, kochamy konie oraz gdziekolwiek byśmy nie byli to my musimy wrócić do domu, a klimat waszego Muzeum mówi, że człowiek zawsze musi wrócić do domu. Jest gdzie wracać. A jeżeli nie masz gdzie wracać to stwórz miejsce do którego będziesz wracać”. Po roku dostaliśmy wiadomość, że w tym kraju urodził się następca tronu i Pan Ambasador otrzymał polecenie by na pamiątkę tego wydarzenia wręczyć zaprzyjaźnionym Polakom podarunek. Przesłano nam lutnię arabską. Oto opowieść do wystawy. Tę Lutnię możemy na wystawie zobaczyć.

Jak powstało muzeum, które za swoją siedzibę obrało położoną niedaleko Białegostoku miejscowość Białostoczek?

Kiedy stwierdziliśmy, że nasze zasoby grafiki nutowej, są na tyle istotne, że można by było zrobić z tego dużą ciekawą wystawę, szukaliśmy odpowiedniego miejsca. Tak się złożyło, że poznaliśmy burmistrza Zabłudowa, który powiedział, że upadający dawny Państwowy Ośrodek Maszynowy w Białostoczku koło Białegostoku dysponuje budynkiem administracyjnym na który było kilka przetargów i nikt się nim nie interesuje. Pojawiła się możliwość użytkowania go na bardzo dogodnych warunkach. Była to siedziba administracji, tzw. POM z architekturą zaprojektowaną przez Stanisława Bukowskiego – dobrego białostockiego architekta ze szkoły wileńskiej. Postanowiliśmy w tym budynku zrobić ogromną wystawę grafiki nutowej. Kiedy zaczęliśmy się do tego przysposabiać doszliśmy do wniosku, że nie może to być pusta wystawa, ale trzeba ją wypełnić przedmiotami, ogałacając rodzinne i zaprzyjaźnione domy. Próbowaliśmy, więc zamarkować te wnętrza. Wśród wyposażenia początkowo znalazły się gramofony i stare radia.

Muzeum zostało poświęcone i otworzone 3 października 1993 r. Z całej Polski zaczęli się do nas zgłaszać ludzie. Dostaliśmy mnóstwo wspaniałych darów i depozytów.

Jak wyglądała działalność muzeum począwszy od jego początków?

Zrobiliśmy pierwszą wystawę, która prezentowana była przez 20 lat i nosiła tytuł „Kobieta w grafice, ilustracji i dedykacji muzycznej”. W wystawie „Muzyka w Polskim Domu” ten wątek się powtarza. Jeżeli uważnie przyjrzymy się nutom to zobaczymy, że co najmniej ¼ to utwory dedykowane różnym paniom, mniej lub bardziej znanym. Stosowanie dedykacji muzycznej było bardzo częste.

Najpierw w naszych zbiorach pojawiały się instrumenty luźno związane z muzyką domową, mianowicie instrumenty dęte. Na początku lat ’90 ze stu istniejących w województwie białostockim orkiestr dętych zostało kilka. Ludzie po prostu pozbywali się instrumentów. Nie były potrzebne. Nie były nawet pamiątką, co było strasznie bolesne. Dla mnie tym bardziej, ponieważ jak kiedyś pracowałam w Wojewódzkim Domu Kultury w Białymstoku, to zawsze chętnie jeździłam na wszystkie przeglądy orkiestr dętych. To był takie wspaniałe imprezy. Przyjeżdżali do nas Polacy ze Wschodui przywozili ze sobą instrumenty. W ten sposób otrzymaliśmy m. in. drumle kazachskie i uzbeckie czy niektóre instrumenty dalekowschodnie. Te podarunki były formą wrażliwości tych ludzi i wyrazem chęci pozostawienia po sobie pamiątki. Odrębnym rozdziałem w moim życiu jest praca kulturalna wśród Polaków na Wschodzie, gdzie zakładałam różne formy edukacyjne i prowadziłam zajęcia z historii kultury.

Cały czas powiększał się zespół zbiorów, szczególnie dzięki zabiegom mojego męża. Kiedy nasz syn Emil został nastolatkiem wprowadził do muzeum wątek urządzeń grających. Dziś mamy kolekcję radioodbiorników i urządzeń do zapisu i odtwarzania dźwięku. Proszę popatrzeć na gramofony czy odbiorniki z ich początków, kiedy bardzo dbano o kształt plastyczny. Te przedmioty musiały być po prostu estetyczne.

Doszedł również temat muzyczny w plastyce dekoracyjnej, a więc ryciny, grafika, medale, emblematy, odlewy, figurki. Takim niezwykłym przedmiotem i zarazem cezurą w naszej działalności jest prezentowana na wystawie w Drozdowie pozytywka i kurant z papieżem Piusem X. Papież Pius X w życiu naszej rodziny pojawił się poprzez to urządzenie grające i zaczął odgrywać bardzo istotną rolę. To nie był ani nasz zamysł ani nasze poszukiwania. Po prostu czas jakiś zaczęły się pojawiać przedmioty z nim związane w formie rysunków, obrazów czy książek. Myśmy długo nie wiedzieli jaki utwór jest grany przez urządzenie. Dopiero ojciec chrzestny naszego syna Emila, ks. Stanisław Wierzbicki - rektor kościoła pobernardyńskiego w Tykocinie oraz dyrektor Diecezjalnego Domu Księży Emerytów, powiedział nam, że jest to ostatni hymn Państwa Papieskiego, już teraz nie grywany. On to zidentyfikował jako „ksiądz starej daty”.

Bardzo często zgłaszali się do nas radiowcy. Powstał szereg bardzo ciekawych audycji. Było to o tyle ciekawe, że mówiło się o starych nutach a oni tworzyli do tego oprawę muzyczną à propos.

Jednocześnie, z czego jesteśmy bardzo dumni, poprzez nasze zbiory i zainteresowania, pomogliśmy wielu młodym ludziom w ich pracach naukowych. Odbyło się także w naszym muzeum bardzo wiele ciekawych spotkań muzycznych. Debiutowały u nas np. dwie sopranistki koloraturowe, które zrobiły karierę międzynarodową. Teraz śpiewają w Austrii. Staraliśmy się by spotkania muzyczne nie były koncertami, lecz by odwzorowywały naturalną atmosferę muzykowania w salonie. Publiczność u nas siedzi rozproszona, niejako gniazdowo, młodzież nawet na dywanie.

Skąd wziął się pomysł na nazwę muzeum i odwołanie się w niej do muzycznego domu, do muzyki w domu?

Na początku myśmy nazywali nasze muzeum zupełnie inaczej. Chcieliśmy zachować skrót POM, stąd planowany Prowincjonalny Ośrodek Muzyczny. Dla nas słowo prowincja ma dobrą konotację. Uważamy, że prowincja to rzecz bardzo wartościowa, a zwłaszcza polska prowincja.

Muzeum Kresowego Domu Muzycznego i prezentowana w Drozdowie wystawa pokazuje związki muzyki z życiem domu i to - o czym ciągle zapominamy - że muzyka jest także po to by człowieka uspołecznić. Wielką stratą dzisiejszej doby jest to, że muzyka została właściwie z domu wypędzona. Już nawet nie śpiewamy kolęd, skończyły się imieniny, stypy odbywają się w restauracjach, zanika śpiew żałobny. Ciekawa jestem kto kołysze dziecko do snu śpiewając kołysankę. Proszę zobaczyć ile tej muzyki w domu było, niezależnie czy był to pałac, czy dwór ziemiański, czy chałupa, czy dom mieszczański. Istniał swoisty kanon towarzyszenia muzyki. Dzisiaj go nie mamy.Dlaczego tak się stało? Co zastępuje człowiekowi muzykę? Zastępuje ją dźwięk, więc wracamy do pewnego rodzaju prymitywizmu. Powstała muzyka mechaniczna do której się bardzo przyzwyczailiśmy. Młodzi ludzie słuchając muzyki izolują się zakładając słuchawki na uszy. Kiedyś żeby rozbrzmiewała muzyka trzeba było umieć grać. W domu po prostu musiał być instrument. Na wsi zdolni ludzie sami wykonywali instrumenty: skrzypce, lutnie, fujarki, flety.

Co zrobić by muzyka wróciła do domu? Muzyka jest przecież po to by tworzyć więzi międzyludzkie.

Znajdujemy się w dworze ziemiańskiej rodziny Lutosławskich, gdzie część dzieciństwa spędził Witold Lutosławski, wielu członków rodu muzykowało, a życiu towarzyszyła muzyka. Chciałbym zapytać Panią o funkcję muzyki w dworze ziemiańskim, czy wystawa „Muzyka w Polskim Domu” skupia się na tradycji ziemiańskiej czy wykracza poza tę tematykę?

Punktem wyjścia do tej wystawy jest rzeczywiście rodzina ziemiańska. Tzw. muzyka klasyczna jest tu stosunkowo skromnie potraktowana. Możemy zobaczyć tu np. pierwsze wydania utworów Chopina. Oczywiście muzyka klasyczna była wykonywana. Jednak to nie utwory Chopina były najczęściej grywane w dworach ziemiaństwa, lecz „Modlitwa dziewicy” Tekli Bondarzewskiej. Nie tylko dlatego, że Chopin był trudny. Chopin nie był szeroko dostępny, a jeśli już to przeważnie w wydaniach francuskich i niemieckich. Na Kresy na przykład one nie zawsze docierały. Docierało to co można było zaabonować w składach nut i wydawnictwach na obszarze dawnej Rzeczypospolitej. Decydowała również skala talentu. Dziewczęta z dworków kształciły się na pensjach na ogół zakonnych, mało które w prywatnych - warszawskich i krakowskich, nie mówiąc już o zagranicy.

Bardzo ważne jest to byśmy uświadomili sobie niezwykle istotną rzecz. Muzyka w polskim domu była zobowiązana do tego żeby pełnić funkcję pokrzepiania serc, konsolidacji rodziny oraz upamiętniania wydarzeń i ludzi. Weźmy na przykład naszą narodową dumę - uosobienia polskiej tradycji muzycznej: Chopina i Moniuszkę. Moniuszko był bliższy polskiemu domowi choćby ze względu na „Śpiewnik domowy”. To był elementarz nie tylko muzyczny, ale też wychowania rodzinnego i patriotycznego. Również każdy, a zwłaszcza młodzieniec, musiał znać na pamięć fragmenty „Śpiewów historycznych” Niemcewicza do których była skomponowana muzyka /nawiasem mówiąc głównie przez panie/. Te historyczne ballady o królach i bohaterach narodowych do czasów rozbiorów, tworzyły elementarz historyczno-muzyczny.

Dziękuję za rozmowę.

***

Ewa Cywińska - białostoczanka o korzeniach ze Żmudzi i Podola. Była organizatorem i wieloletnim kierownikiem Muzeum w Tykocinie. Zaangażowana w działalność społeczną i popularyzację kultury polskiej. Jest inicjatorką i współtwórczynią Towarzystwa Przyjaciół Grodna i Wilna oraz Podlaskiego Oddziału Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”, któremu przewodniczyła oraz była członkiem władz naczelnych. Współdziała ze środowiskami Polaków na Wschodzie, wdrażając w ich działania kanon kultury polskiej. Razem z mężem Kazimierzem i synem Emilem prowadzi Muzeum Kresowego Domu Muzycznego, którego działalność we własnej siedzibie jest obecnie zawieszona. Ostatnie wystawy to: „Salon pradziadków pełen pamiątek”, „Pokój Babuni”, „Gabinet Pana Domu”, wystawa czasowa „W stronę secesji”.

Additional information