Lutosławscy i ich goście w Drozdowie

Rodzina Lutosławskich i ich goście w Drozdowie - zbiory rodzinne

 

Przede wszystkim praca

Po ślubie Wincenty był zbyt pochłonięty własnymi zagadnieniami osobistymi, aby baczniej zwracać uwagę na poznawanych ludzi. Zastanawiał się, jak pogodzić małżeństwo i utworzenie rodziny z pracą naukową. Tymczasem musiał napisać rozprawę magisterską, aby otrzymać stopień i zacząć prace na uniwersytecie. W zasadzie lata małżeństwa do 1899 r. pochłonęła praca naukowa Wincentego, który w myśl zaleceń ojca postanowił uzyskać odpowiednią pozycję zawodową, stanowiącą podstawę niezależnego bytu, na co nalegał ojciec, zawsze ostrzegając synów, by oni na jego majątek nie liczyli, gdyż on sam ten majątek własną pracą zbudował i może go w całości zapisać na cele publiczne, pozostawiając dzieciom tylko tyle, ile sam po swym ojcu odziedziczył1. Samodzielne badania związane z magisterium w Dorpacie w listopadzie 1887 r., następnie wyjazd naukowy do Moskwy i Londynu, kilkuletni pobyt na docenturze w Kazaniu z urlopami naukowymi spędzonymi na zachodzie Europy i w USA doprowadziły do uzyskania doktoratu w Finlandzkim Helsingfors w październiku 1898 r.

Wreszcie otwierał się przed akademikiem dostęp do wymarzonej Katedry Filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie ostatecznie, wbrew wcześniejszym zapewnieniom, zaproponowano mu jedynie prywatną docenturę. Rozpoczynał się czternastoletni okres pracy społecznej, która była skierowana już nie ku elicie międzynarodowej, lecz ku najszerszym kołom własnego narodu. Albowiem w okresie tworzenia dorobku naukowego Wincentego interesowały autorytety na drodze odkrywanej przez niego prawdy o genezis. Narzekał na zbyt liczne znajomości towarzyskie żony w czasie pobytów małżeństwa na Półwyspie Iberyjskim. Materializm i idealizm literatów nie współbrzmiały z zainteresowaniami spirytualistycznymi filozofa. Szukając nadzwyczajnych przygód umysłowych oraz innych doświadczeń czuł potrzebę podróżowania po świecie, lekceważąc powszedniość życia, nie przyjmując do wiadomości, że człowiek twórczy może nawet w najbardziej pospolitych okolicznościach stać się niepospolitym. Stąd m.in. decyzja o porzuceniu stanowiska na Uniwersytecie w Kazaniu. Natomiast jego wzorem pracowni naukowej było poddasze drozdowskiego dworu, z którym nie mogło się równać żadne inne miejsce. Zamykał się tam na całe dnie, ze światem porozumiewając się wyłącznie za pośrednictwem specjalnej tuby akustycznej połączonej z pokojem żony na niższym piętrze. Co prawda, dla żony Wincentego pobyt w Hiszpanii wydawał się idealnym rozwiązaniem zawodowym. W rodzinnym kraju najłatwiej było jej prowadzić domowe gospodarstwo bez uszczerbku dla pracy literackiej, co gwarantowała pomoc matki – oszczędnej i doświadczonej gospodyni. Jednak dopiero śmierć córki Jadwigi przyczyniła się do dłuższego pobytu Sofii z dziećmi w hiszpańskim Mera (1895–1898)2

W domu i podróży

Lata kariery zawodowej odsunęły, na ile to było tylko możliwe, Wincentego od zainteresowań życiem towarzyskim. Dalekie wyjazdy naukowe, np. do Londynu czy USA, a także do Helsingforsu filozof odbywał samodzielnie. Żona wraz z dziećmi miała możliwość pozostać wówczas w Hiszpanii lub w rodzinnym Drozdowie Lutosławskich, co z uwagi na wygodę oraz oszczędność było najlepszym rozwiązaniem. Sofii pozostawiał zupełną swobodę. Ona czytała otrzymywane z Hiszpanii gazety i książki, pisywała do rodziny i przyjaciół, poznawała nową rodzinę i sąsiadów. Jej korespondencja do pism hiszpańskich szerzyła na zachodnich krańcach Europy znajomość Polski. W prasie przedstawiała kraj nad Wisłą entuzjastycznie i z trafnym odczuciem rzeczywistości3. Gdy rodzina przeniosła się do Warszawy w 1906 r. Wincenty nie myślał o domu odpowiednim jego stanowisku, ponieważ jako uczony profesor i zdolny wykładowca nie był zainteresowany osiedleniem się na stałe. Przed wybuchem I wojny światowej Sofia pozostała sama wychowując dorastające córki Marię, Izabellę i Halinę nie w Hiszpanii a w Warszawie. Najstarsza Maria miała już narzeczonego w 1907 r. - publicystę Mieczysława Niklewicza. Sofia w czasie I wojny światowej wraz z rodziną znalazła się w Moskwie, skąd po śmierci wnuka Romeczka, wyjechała do Petersburga, a następnie powróciła do kraju. Natomiast odosobnienie mściło się na Wincentym. Nie umiał się on liczyć z rzeczywistością, którą chciał przeobrazić, ponieważ nie godził się z tym, jaka ona jest. Skutki odczuł bardzo szybko, m.in. w momencie odsunięcia go z pracy przez władze uczelni krakowskiej będącej pod wpływem polityki austriackiej4.

Na rzecz Drozdowa

Bez wątpienia od początku mir domowy rodziny Wincentego i Sofii został podporządkowany głównie filozofowi, jego pracy naukowej i cyklowi zajęć akademickich. Przyjazdy do Drozdowa wiązały się przeważnie z letnim wypoczynkiem, bądź przygotowaniami do dłuższych zagranicznych podróży. Filozof swą drozdowską pracownię opuszczał jedynie w porze posiłków lub gdy przyjeżdżali goście5.

Pani Sofityna miała niewysłowiony dar obcowania z ludźmi – pełen dobroci, elegancji i taktu. Doskonale rozumiała przyczyny dystansu i barier międzyludzkich i potrafiła je pokonywać. A że małżonek pozostawił jej swobodę zajęć, to chodziła do chorych we wsi, chociaż były w domu dzieci. Lata dłuższego pobytu (1898-1899) zapisały się wieloma zmianami w Drozdowie. Pod jej wpływem rodzina uznała za konieczne założenie ochronki i żłobka w specjalnie budowanym na ten cel domu. Szwagrostwo Stanisław i Maria zajęli się sprowadzeniem tkacza, który uczył zainteresowane dziewczęta poprawnego deseniowego tkania. Gdy raz w nocy Sofityna poszła do kobiety w połogu z krwotokiem i ratowała ją kilka godzin nim przyjechał lekarz – postanowiono zaraz sprowadzić felczerkę–akuszerkę, która miała mieszkanie, ordynarię i pensję za służbę. Pan Wincenty przyjął na siebie rolę budziciela narodowego rolników z Drozdowa, Niewodowa i Krzewa, wraz z którymi zawiązał koło oświaty narodowej6.

 
M. Rydzewski


1 Tenże, s. 154, 162.

2 Tenże, s. 171, 189, 215, 244.

3 Tenże, s. 165.

4 Tenże, s. 256; W. Lignowska, Pamiętniki 1897–1918, Drozdowo 2008, s. 225, 306.

5 Tenże, s. 210.

6. W. Lignowska, dz. cyt., s. 114.