Przejdź do treści strony
  • Rozmiar czcionki
  • Brak kategorii

Europejski mariaż Sofii i Wincentego Lutosławskich

Artykuł o małżeństwie filozofa z Drozdowa – Wincentego Lutosławskiego i Hiszpańskiej poetki i pisarki Sofii Casanovy

Europejski mariaż Sofii i Wincentego Lutosławskich

Wincenty i Zofia Lutosławsy Madryt 1887 r.

Wincenty i Zofia Lutosławscy, Madryt 1887 r.

CZĘŚĆ I

Filozof Wincenty Lutosławski urodzony w podłomżyńskim Drozdowie oraz jego żona Sofia Eguia Casanova, hiszpańska pisarka i poetka pragnęli stworzyć związek oparty na poszanowaniu osobistych wartości, wnosząc do rodzinnego ogniska domowego narodowe tradycje, wśród których szczególnego znaczenia nabrały sobremesa zaczerpnięte wprost ze zwyczajów półwyspu iberyjskiego. Oznaczały czas po posiłku spędzony na rozmowie z rodziną. Dla Wincentego i Sofii, łaknących kontaktu ze światem polskiej kultury, stały się one przestrzenią spotkań w szerszym gronie, z uwagi na co z czasem nazwano je „salonem hiszpańskim” na cześć pani domu.

Jednakże, by pojąć za żonę Hiszpankę wpierw Wincenty musiał odbyć długą i niebezpieczną podróż przez Europę. Aż pewnego razu poczuł coś, czego nie potrafił nazwać, bo zupełnie nie pasowało do jego dotychczasowego zapatrywania na świat i w związku z tym wydało mu się nad wyraz ważne.

W poszukiwaniu życiowej drogi

Zdarzyło się to w 1886 r., gdy po skończeniu pierwszego etapu nauki uniwersyteckiej dwudziestotrzyletni Wincenty rozpoczął epokę samodzielnej pracy naukowej, odrzuciwszy materializm, doznając przemiany duchowej na skutek odkrycia własnej jaźni. Wówczas jako badacz wyruszył na zachód Europy w poszukiwaniu stosownego tematu do pracy, którą mógłby przyczynić się do rozwoju nauki. Listy polecające od jego wykładowców oraz odwiedzanych autorytetów, otwierały mu kolejne „drzwi” do poznania wybitnych ludzi ze świata filozofii i literatury we Francji, Anglii, Portugalii czy Hiszpanii. Nadrzędną myślą młodego Polaka było szukanie źródeł europejskiego: (…) pesymizmu który (…) [chciał] zbadać, aby pokonać pokusy samobójstwa. Marzył o jakimś ogromnym dziele, w którym mógłby objąć całość literatury powszechnej i wyśledzić źródła pesymizmu, a przez to pokonać w sobie pesymizm, któremu mylnie przypisywał pokusę samobójstwa. Rozczarowany dotychczasowymi poszukiwaniami dotarł do Madrytu, gdzie otrzymał list polecający od poety i filozofa Ramona de Campoamora, z którym udał się w dzień swoich urodzin 6 czerwca do wyróżniającej się poetki, młodej pesymistki, która rok przedtem wydała tom poezji lirycznych i odniosła ogromne powodzenie jako deklamatorka własnych utworów w salonach arystokratycznych, a nawet na dworze królewskim. Zofia, powszechnie zwana Sofityną, okazała się kobietą szczupłą, bladą, o głosie przenikliwym z szaroniebieskimi oczami i włosami jasnymi, co w Hiszpanii jest rzadkie i bardzo się ceni. Nie było najmniejszej zalotności ani z jej, ani z jego strony. Chodziło im obojgu o prawdę. Zaręczała, że nigdy za mąż nie wyjdzie, bo nie chce przekazywać innym życia, które jej się wydawało nieznośnym. Gdy po 24 godzinach znajomości żegnali się do dedykacji w otrzymanej od autorki książce dopisał „Ta kobieta będzie moją żoną”. Nazajutrz wyjechał z Madrytu i zaczął pisać listy do Sofii, w których od razu zapowiadał jej małżeństwo. Nie rozumiał nagłej i ogromnej tristanowskiej miłość człowiek, który od wczesnej młodości kierował się rozumną wolą świadomą celów, rozważającą motywy i dobierającą środki. Gdy pojął swoje intencje, zawrócił, by przez kilka tygodni codziennie widywać się z wybranką. Nie przeszkadzało mu to wcale w dalszym pisywaniu codziennych listów, co kontynuował również po wyjeździe. W końcu września, po czterech miesiącach wytrwałej sugestii, panna wyznała mu wzajemność. Ślub odbył się w Madrycie 19 marca 1887 r. Jak napisał po latach był to: (…) Nieodwołalny fakt, który miał skojarzyć losy dwojga osób różnych pochodzenie­m, usposobieniem, uzdolnieniem i życiem wewnętrznem1.

Nowa rodzina

Miesiąc miodowy małżonkowie spędzili w Portugalii na spacerach i nauce języka polskiego, o czym z satysfakcją sukcesu wspominał filozof: (…) stosowałem metodę, która mi tak dobrze posłużyła przy opanowaniu języków klasycznych, mianowicie częste powtarzanie tekstów klasycznych i charakterystycznych. Miałem ze sobą „Pana Tadeusza” i czytaliśmy wyraz za wyrazem, wiersz za wierszem, te same ustępy, aż do zupełnie poprawnego wymawiania. Każdy wyraz był wytłumaczony, każde zdanie objaśnione. (…) Na takich ćwiczeniach trawiliśmy po kilka godzin dziennie. Byli zawsze razem i nie rozstawali się, toteż Lutosławski miał wiele przemyśleń: (…) Ciągła obecność istoty tak bardzo różnej ode mnie, i to w dodatku uroczej i bardzo inteligentnej, dziwnie uległej i oddanej kobiety, była źródłem refleksji nad życiem ludzkim, tem bardziej, że wkrótce zjawiła się nadzieja potomstwa i wszystkie moje myśli skierowała ku oczekiwanemu synowi. Cóż z tego, kiedy Wincenty jako teoretyk chciał budować doskonałą miłość wedle badań literackich, a jego żona kochała naprawdę i miała naturalny wstręt do teorii w tym zakresie2.

1 W. Lutosławski, Jeden łatwy żywot, Warszawa 1993, s. 144-154, 157, 159.

2 Tenże, s. 160–161.

CZĘŚĆ II

Lutosławscy i ich goście w Drozdowie

Rodzina Lutosławskich i ich goście w Drozdowie – zbiory rodzinne

 

Przede wszystkim praca

Po ślubie Wincenty był zbyt pochłonięty własnymi zagadnieniami osobistymi, aby baczniej zwracać uwagę na poznawanych ludzi. Zastanawiał się, jak pogodzić małżeństwo i utworzenie rodziny z pracą naukową. Tymczasem musiał napisać rozprawę magisterską, aby otrzymać stopień i zacząć prace na uniwersytecie. W zasadzie lata małżeństwa do 1899 r. pochłonęła praca naukowa Wincentego, który w myśl zaleceń ojca postanowił uzyskać odpowiednią pozycję zawodową, stanowiącą podstawę niezależnego bytu, na co nalegał ojciec, zawsze ostrzegając synów, by oni na jego majątek nie liczyli, gdyż on sam ten majątek własną pracą zbudował i może go w całości zapisać na cele publiczne, pozostawiając dzieciom tylko tyle, ile sam po swym ojcu odziedziczył1. Samodzielne badania związane z magisterium w Dorpacie w listopadzie 1887 r., następnie wyjazd naukowy do Moskwy i Londynu, kilkuletni pobyt na docenturze w Kazaniu z urlopami naukowymi spędzonymi na zachodzie Europy i w USA doprowadziły do uzyskania doktoratu w Finlandzkim Helsingfors w październiku 1898 r.

Wreszcie otwierał się przed akademikiem dostęp do wymarzonej Katedry Filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie ostatecznie, wbrew wcześniejszym zapewnieniom, zaproponowano mu jedynie prywatną docenturę. Rozpoczynał się czternastoletni okres pracy społecznej, która była skierowana już nie ku elicie międzynarodowej, lecz ku najszerszym kołom własnego narodu. Albowiem w okresie tworzenia dorobku naukowego Wincentego interesowały autorytety na drodze odkrywanej przez niego prawdy o genezis. Narzekał na zbyt liczne znajomości towarzyskie żony w czasie pobytów małżeństwa na Półwyspie Iberyjskim. Materializm i idealizm literatów nie współbrzmiały z zainteresowaniami spirytualistycznymi filozofa. Szukając nadzwyczajnych przygód umysłowych oraz innych doświadczeń czuł potrzebę podróżowania po świecie, lekceważąc powszedniość życia, nie przyjmując do wiadomości, że człowiek twórczy może nawet w najbardziej pospolitych okolicznościach stać się niepospolitym. Stąd m.in. decyzja o porzuceniu stanowiska na Uniwersytecie w Kazaniu. Natomiast jego wzorem pracowni naukowej było poddasze drozdowskiego dworu, z którym nie mogło się równać żadne inne miejsce. Zamykał się tam na całe dnie, ze światem porozumiewając się wyłącznie za pośrednictwem specjalnej tuby akustycznej połączonej z pokojem żony na niższym piętrze. Co prawda, dla żony Wincentego pobyt w Hiszpanii wydawał się idealnym rozwiązaniem zawodowym. W rodzinnym kraju najłatwiej było jej prowadzić domowe gospodarstwo bez uszczerbku dla pracy literackiej, co gwarantowała pomoc matki – oszczędnej i doświadczonej gospodyni. Jednak dopiero śmierć córki Jadwigi przyczyniła się do dłuższego pobytu Sofii z dziećmi w hiszpańskim Mera (1895–1898)2

W domu i podróży

Lata kariery zawodowej odsunęły, na ile to było tylko możliwe, Wincentego od zainteresowań życiem towarzyskim. Dalekie wyjazdy naukowe, np. do Londynu czy USA, a także do Helsingforsu filozof odbywał samodzielnie. Żona wraz z dziećmi miała możliwość pozostać wówczas w Hiszpanii lub w rodzinnym Drozdowie Lutosławskich, co z uwagi na wygodę oraz oszczędność było najlepszym rozwiązaniem. Sofii pozostawiał zupełną swobodę. Ona czytała otrzymywane z Hiszpanii gazety i książki, pisywała do rodziny i przyjaciół, poznawała nową rodzinę i sąsiadów. Jej korespondencja do pism hiszpańskich szerzyła na zachodnich krańcach Europy znajomość Polski. W prasie przedstawiała kraj nad Wisłą entuzjastycznie i z trafnym odczuciem rzeczywistości3. Gdy rodzina przeniosła się do Warszawy w 1906 r. Wincenty nie myślał o domu odpowiednim jego stanowisku, ponieważ jako uczony profesor i zdolny wykładowca nie był zainteresowany osiedleniem się na stałe. Przed wybuchem I wojny światowej Sofia pozostała sama wychowując dorastające córki Marię, Izabellę i Halinę nie w Hiszpanii a w Warszawie. Najstarsza Maria miała już narzeczonego w 1907 r. – publicystę Mieczysława Niklewicza. Sofia w czasie I wojny światowej wraz z rodziną znalazła się w Moskwie, skąd po śmierci wnuka Romeczka, wyjechała do Petersburga, a następnie powróciła do kraju. Natomiast odosobnienie mściło się na Wincentym. Nie umiał się on liczyć z rzeczywistością, którą chciał przeobrazić, ponieważ nie godził się z tym, jaka ona jest. Skutki odczuł bardzo szybko, m.in. w momencie odsunięcia go z pracy przez władze uczelni krakowskiej będącej pod wpływem polityki austriackiej4.

Na rzecz Drozdowa

Bez wątpienia od początku mir domowy rodziny Wincentego i Sofii został podporządkowany głównie filozofowi, jego pracy naukowej i cyklowi zajęć akademickich. Przyjazdy do Drozdowa wiązały się przeważnie z letnim wypoczynkiem, bądź przygotowaniami do dłuższych zagranicznych podróży. Filozof swą drozdowską pracownię opuszczał jedynie w porze posiłków lub gdy przyjeżdżali goście5.

Pani Sofityna miała niewysłowiony dar obcowania z ludźmi – pełen dobroci, elegancji i taktu. Doskonale rozumiała przyczyny dystansu i barier międzyludzkich i potrafiła je pokonywać. A że małżonek pozostawił jej swobodę zajęć, to chodziła do chorych we wsi, chociaż były w domu dzieci. Lata dłuższego pobytu (1898-1899) zapisały się wieloma zmianami w Drozdowie. Pod jej wpływem rodzina uznała za konieczne założenie ochronki i żłobka w specjalnie budowanym na ten cel domu. Szwagrostwo Stanisław i Maria zajęli się sprowadzeniem tkacza, który uczył zainteresowane dziewczęta poprawnego deseniowego tkania. Gdy raz w nocy Sofityna poszła do kobiety w połogu z krwotokiem i ratowała ją kilka godzin nim przyjechał lekarz – postanowiono zaraz sprowadzić felczerkę–akuszerkę, która miała mieszkanie, ordynarię i pensję za służbę. Pan Wincenty przyjął na siebie rolę budziciela narodowego rolników z Drozdowa, Niewodowa i Krzewa, wraz z którymi zawiązał koło oświaty narodowej6.

1 Tenże, s. 154, 162.

2 Tenże, s. 171, 189, 215, 244.

3 Tenże, s. 165.

4 Tenże, s. 256; W. Lignowska, Pamiętniki 1897–1918, Drozdowo 2008, s. 225, 306.

5 Tenże, s. 210.

6. W. Lignowska, dz. cyt., s. 114.

 

CZĘŚĆ III

Rodzina Sofii i Wincentego Lutosławskich

fot. Rodzina Sofii i Wincentego Lutosławskich – zbiory rodzinne

Rozliczne kontakty nawiązywane przez Lutosławskiego, młodego filozofa–badacza w trakcie tworzenia zrębów dorobku naukowego oraz w późniejszym życiu małżeńskim i zawodowym wiązały się z wolną wymianą myśli, która towarzyszyła spotkaniom, wizytom i rewizytom, a potem twórczemu uczestniczeniu i pośredniczeniu w działalności narodowej. Wszędzie gdzie rodzina pojawiała się byli też ich goście. Sofia emanując poczuciem szacunku, szczerej przyjaźni i serdeczności zjednywała osoby o różnych poglądach i zainteresowaniach twórczych. I do Drozdowa ściągali zaproszeni goście, poznani w trakcie wypraw naukowych. W 1895 roku na kilka tygodni odwiedzili Wincentego publicysta włoski Wilhelm Ferrero i językoznawca Jan Baudouin de Courtenay. Ten wyjątkowy rok spędzony wraz z rodziną w dworze Lutosławskich (1894–1895) przerwał rodzinny dramat w dniu 17 września. Po kilkudniowej chorobie na dyzenterię umarła córeczka Jadwisia. Bezradni rodzice szukając azylu wyjechali do Hiszpanii. Tam kilka miesięcy spędził u nich w Mera Fitzmaurice Kelly znawca hiszpańskiej literatury, profesor tego przedmiotu na Londyńskim Uniwersytecie. Dłuższe przebywanie gości miało obopólne znaczenie, jak w przypadku Kellyego, który uczył Lutosławskiego cech pisarstwa brytyjskiego, czy małżeństwa Micińskich, których Lutosławscy wyswatali. Przy okazji narzeczeni byli pierwszymi słuchaczami kursu metafizyki, który potraktowali jako nauki przedmałżeńskie. Na prośbę Micińskiego Wincenty zaprosił też literata Przybyszewskiego wraz z żoną. W Mera toczyły się różne dyskusje, nadzwyczaj ożywione.

Nowy salon w Krakowie

Jesienią 1899 r. rozpoczynający pracę na Uniwersytecie w Krakowie Wincenty wynajął tam obszerne, słoneczne mieszkanie, w którym księgozbiór zajął wszystkie ściany dwóch dużych pokoi. Rodzina Lutosławskich w ośrodku akademickim szybko zainteresowała miejscowe elity intelektualne. Zostali oni zaproszeni m.in. przez państwa Tarnowskich, u których zapoznawali krakowskie towarzystwo, jednak nie czuli się tam dobrze. Poznali wówczas rodzinę Balickich. Balicki wprowadził Lutosławskiego do Ligi Narodowej, powierzając mu prace organizacyjną wśród poznaniaków, a dom Lutosławskich włączył do grona miejsc spotkań narodowców. Wśród nich był m.in. Jan Popławski. Stąd dobra znajomość Lutosławskich z inicjatorami endecji. Także Roman Dmowski po powrocie z Brazylii stał się codziennym gościem w domu Lutosławskich. Poglądy Dmowskiego zmierzały w tym czasie do wszechpolskości, czyli jedności narodowej, co stanowiło wielką zasługę w czasach monarchii. Wincenty był pod wrażeniem obecnych Wyspiańskiego i przemysłowca Stanisława Szczepanowskiego, ich wystąpień na rzecz prawa polskiego narodu do niepodległości. Sofityna dawała nieraz rady, robiła uwagi w taki sposób, że nigdy nie dało się odczuć przykrości, ale serdeczną wdzięczność. Z taką zachętą wzrastała pogoda ducha i ludzkie usposobienie. Salon na krakowskich Groblach był więc wyjątkowy1.

Pani Sofityna stwarzała wokół siebie atmosferę pełną harmonii i poezji, a jednocześnie przejęcia się sprawami narodowymi. Jej salonik w Krakowie nazywany „Hiszpanią” gromadził elitę polskich narodowców: Dmowskiego, Popławskiego, Balickich oraz wybitnych artystów i ludzi pióra: Wyspiańskiego, Mehoffera, Fałata, Stanisławskiego, Tetmajera, Reymonta, Rydla, przedstawiciela realizmu krytycznego w prozie modernistycznej Ignacego Maciejewskiego „Sewera”. Rozmowy w „Hiszpanii” miały swój dalekosiężny wpływ na rozwój ruchu narodowego w Łomżyńskiem. W salonie Lutosławskich spotykali się z Dmowskim działacze polityczni z Łomżyńskiego: Jan Harusewicz i Jan Załuska.

Po latach…

Wincenty Lutosławski z żoną i dziećmi opuścił Kraków w 1906 r. Niedługo potem zostawił swoją rodzinę. Sofia z córkami po rocznym pobycie w Hiszpanii, osiadła na stałe w Warszawie2.

Niepospolite życie indywidualisty, filozofa Wincentego Lutosławskiego wiązało się z poszukiwaniami niemal na całym świecie niezwykłych myśli i idei, które miały go przybliżyć do poznania prawdy o wartościach metafizycznych. Małżeństwo z Hiszpanką, poetką i pisarką Sofią Casanovą – założenie rodziny nie przeszkadzało mu w dalszych dociekaniach. Żona przyjęła na siebie obowiązki wychowawcze, ale i organizację życia towarzyskiego. Sama będąc literatką spoglądała na zapraszanych przez męża gości z perspektywy pisarki i reportażystki. Jej zjednujące usposobienie sprawiało, że była odbierana powszechnie jako osoba niezwykle serdeczna, a zawiązywane przyjaźnie trwały latami, jak choćby z Romanem Dmowskim. Jako przedstawicielka elity intelektualnej Hiszpanii widziała często na zasadzie kontrastów konieczność zdecydowanego wsparcia polskiej wsi, szczególnie w kwestii opieki medycznej oraz nad dziećmi. Jej osobisty przykład działalności społecznej był kilkukrotnie nagradzany przez króla Hiszpanii. Do dziś jest popularną postacią, w rodzinnych stronach upamiętniono ją w nazwach szkół i ulic. Wincenty odchodząc od Sofii tracił jednocześnie kontakt z rodziną i domem rodzinnym. Do końca życia nie mógł się pogodzić z błędami z przeszłości.

1W. Lutosławski, dz. cyt., s. 143, 213, 230, 232–233, 245, 250–251.

2A. Schramm, Roman Dmowski w Drozdowie, Drozdowo 2000, s. 8, 12.

 

Marcin Rydzewski