Fotografie ze zbiorów rodzinnych
W tradycyjnym ujęciu przedstawiciele rodzin ziemiańskich, wspominani są ze szczególnym akcentem w kontekście kawaleryjskiej służby Ojczyźnie. Sięgająca dziejów piastowskich tradycja przetrwała wiele prób. Nastały jednak czasy przełomu w technice wojskowej na polach bitewnych I wojny światowej, a wraz z nim tworzenie nowych rodzajów elitarnych formacji wojskowych. Miejsce awangardy młodego pokolenia o korzeniach ziemiańskich zdefiniowały jeszcze klarowniej realia wojny 1920 r., czego wyjątkowo czytelny przykład stanowią m.in. bracia stryjeczni z rodziny Lutosławskich.
Liczebność oddziałów oraz złożona struktura defensywy rozumianej jako rozliczne linie umocnień polowych i stałych wymusiły rewolucję w zasobach arsenału wojennego. Przykład I wojny światowej i pojawienie się w niej na szeroką skalę nowych rodzajów wojsk w postaci lotnictwa i oddziałów pancernych wywróciły „do góry nogami” dotychczasową taktykę ofensywnej i defensywnej walki. Prócz dawnych elitarnych formacji kawaleryjskich pojawiły się nowe związane z rosnącą siłą oddziaływania broni pancernej i rozległością działania nowych wojsk mobilnych. Nie w pełni doceniana w poprzednich wiekach artyleria zyskiwała nowe kompetencje, a wraz z nimi rozrastały się jej struktury. Do kierowania nią potrzebni byli uzdolnieni technicznie artylerzyści, którzy, na szczeblu dowodzenia, posiadali ugruntowaną wiedzę matematyczną oraz wiele innych przymiotów. Tak więc uzdolniona technicznie młodzież nierzadko decydowała się na służbę w tymże właśnie rodzaju wojsk. Kolosalny wpływ artylerii na prowadzenie walk dostrzegło czterech z pośród pięciu braci stryjecznych z Lutosławskich spod łomżyńskiego Drozdowa, którzy przeszli szkolenie wojskowe w szkole podchorążych w latach 1919-1933. Obserwacja ich curriculum militare stanowi niezwykle cenne źródło ujawniające nie tylko chwalebnie wykonane rozkazy, ale również indywidualne wybory w służbie wojskowej.
Jako pierwszy spośród pokolenia Lutosławskich z przełomu XIX i XX w. służbę wojskową rozpoczął Franciszek Lutosławski, który urodził się w 1899 r. To starszy z synów Mariana, organizatora przemysłu i społecznika, a w czasie I wojny światowej delegata Centralnego Komitetu Obywatelskiego na wschód, który został zamordowany przez bolszewików w Moskwie 5 września 1918 r. Jego „winą” była pomoc polskim wygnańcom wojennym. Franciszek wraz z pozostałymi członkami rodziny również przebywał w tym czasie w Rosji, gdzie ukończył polskie gimnazjum. Przez ostatnie miesiące pobytu na obcej ziemi musiał bardzo uważać, gdyż z uwagi na wspieranie ojca interesowała się nim Czeka. Po powrocie do kraju rozpoczął studia na SGGW, jednak już 7 listopada 1918 r. przerwał naukę, by wstąpić jako ułan-ochotnik do odtwarzanego 2 szwadronu 1 Pułku Ułanów Krechowieckich, z którym niebawem wyruszył na odsiecz Lwowa, wykazując się męstwem w bitwach pod Przemyślem i Gródkiem Jagiellońskim. Kontuzjowany w walkach pod Zawidowicami został odesłany do kadry. Tymczasem dowództwo zmieniło plany wobec niego. Zorientowawszy się, że ten ułan zna kilka języków obcych, w tym angielski, zapotrzebowało go do kwatery Attaches Wojsk Warszawa, II Oddział Naczelnego Dowództwa, gdzie trafił jako tłumacz wojskowy do Angielskiej Misji Kolejowej w Polsce. W międzyczasie odbywał kurs podchorążych taborowych, po czym otrzymał stopień podporucznika ze starszeństwem od 1 stycznia 1920 r. Po przerwie kształceniowej kontynuował pracę jako oficer łącznikowy w rzeczonej misji, którą przerwał w niepomyślnym na froncie lipcu 1920 r. Dostał się wówczas do jazdy ochotniczej na froncie północnym i litewskim. Pełnił tam funkcję dowódcy plutonu w 2 psk, a po przeformowaniu w 4 dywizjonie 115 i (od 9 sierpnia) 4 dywizjonie 108 pułkach ułanów, a następnie jako oficer ordynansowy w dowództwie I Brygady Ochotniczej. Gdy działania wojenne na pierwszej linii walk uspokoiły się, upomniał się o niego przełożony z brytyjskiej misji kolejowej (ppłk Graham). Poszukiwał go także dowódca 1 Dywizjonu Taborowego w Warszawie. Powoływał się on przy tym na przydział pokursowy, zgodnie z uzyskanymi kwalifikacjami w szkole podchorążych. Jednak w porównaniu z argumentami szefostwa brytyjskiej misji kolejowej te wywody okazały się zbyt słabe, by coś zmieniły. Staranie się o kadrowego podkomendnego pozostało jedynie usilną prośbą. Sam Franciszek, chyba jedynie zbiegowi okoliczności, zawdzięczał przydział na I Kurs Podchorążych Taborowych. Wprawdzie uzyskał tam 17 lokatę wśród 123 kursantów, jednak w trakcie szkoły nieznaczne trudności miał z opanowaniem sztuki powożenia zaprzęgiem oraz musztrą pociągową, formalną i taktyczną. Zaliczył te zajęcia na stopień zadowalający. Natomiast celująco poszło mu z nauką o koniu i jego pielęgnacji, co rzutowało na końcową ocenę szkolną na poziomie – zupełnie dobrym. Ostatecznie ani dnia nie spędził w przydziałowym 1 Dywizjonie Taborowym. Nie należy tego faktu zbyt pochopnie oceniać, bowiem w czasie służby odznaczał się wzorowym zachowaniem, jak przyjmował jeden z dowódców, ponieważ: „Spokój i rozwaga nie pozwalają mu zbłądzić”. Za służbę został też odznaczony pamiątkową odznaką „Orlęta” oraz Krzyżem Walecznych. W wojsku odsłużył 3 lata i 2 miesiące. W późniejszym czasie (1925, 1928, 1930) odbywał sześciotygodniowe ćwiczenia rezerwy w macierzystej jednostce czyli 1psk. Praktyka w czasie pokoju wykazała, że przełożeni bardziej predestynowali go na stanowisko oficera ordynansowego oraz tłumacza, a więc do pracy biurowej a nie polowej, gdyż w zajęciach tych wybijał się ponad poziom dostateczny. Ocena nie jest zaskoczeniem, bowiem w latach dwudziestych ukończył on SGGW i Wyższą Szkołę Handlową w Warszawie, w czym niewątpliwie pomogła mu dobra znajomość języków obcych, a zwłaszcza angielskiego i francuskiego. Staż w angielskiej misji kolejowej odbił się także w pewnym stopniu na wyborze tematu rozprawy inżynierskiej, gdzie interesował się produkcją zbożową w Polsce i możliwościami eksportu tego surowca.
Przykład Franciszka (wnuka Franciszka Dyonizego Lutosławskiego) jest jedynym, który odnosi się do kawalerzysty, choć jak przedstawiono powyżej poza sytuacją kryzysową na froncie najważniejszym przydziałem tego ułana okazała się angielska wojskowa misja kolejowa.
Podobne drogi życiowe przemierzał Szczęsny Bogdan Lutosławski, syn Jana, rocznik 1902 r. Tak jak brat stryjeczny Franciszek w czasie wojny światowej przebywał on w Moskwie, gdzie uczęszczał do polskiego gimnazjum. Szczęśliwie powrócił do kraju i zajął się dalszą edukacją w starszych klasach Ośmioklasowego Gimnazjum Męskiego Kazimierza Kulwiecia w Warszawie. Jednak gdy oddziały bolszewickie zaczęły zbliżać się do Warszawy jako harcerz wstąpił do ochotniczego 201 Pułku Artylerii Polowej. Służbę na stanowisku kanoniera-bombardiera odbywał między 7 VIII a 1 XI 1920 r. W tym czasie wziął udział w bitwie pod Grodnem i następnie wraz z baterią na froncie litewskim. Został mianowany bombardierem rozkazem z dnia 7 X 1920 r. W późniejszym okresie odbywał kilkukrotnie szkolenia, w trakcie których instruktorzy oceniali go na dobrze wyszkolonego, uznając że jest: „Pewny siebie, energiczny, samodzielny”. Wobec dobrych not dziwić może decyzja Ministerstwa Spraw Wojskowych z 1933 r. o przeniesieniu go z 1 Dywizjonu Artylerii Konnej (DAK) do Kadry 7 Dywizjonu Taborów w Poznaniu. Artylerzysta jednak nie zgadzał się ze zmianą przydziału i ponawiał prośby o przywrócenie poprzedniego, co trwało aż do 1936 r. W wojskowym CV podkreślał, iż począwszy od służby ochotniczej w roku 1920 związany był z artylerią. Także w roku 1924, kiedy odbywał służbę poborową, trafił do 1 DAK, a stamtąd został skierowany na Kurs Podchorążych Rezerwy Artylerii Okręgowego Korpusu nr I w Ostrowi Mazowieckiej, który ukończył z lokatą 7/80. W dniu 1 stycznia 1928 r. i został mianowany ppor. rezerwy z lok. nr 2 i ponownym przydziałem do 1 DAK. Za służbę w czasie wojny 1920 r. został odznaczony Krzyżem Walecznych, miał także prawo noszenia medalu Polska Swemu Obrońcy i do odznaczenia Krzyżem Niepodległości. O zżyciu z 1 DAK dowodzi zaangażowanie w organizację kasyna mającego łączyć we współpracy oficerów służby czynnej i rezerwy. W 1936 r. był jego członkiem. Po rzeczowym przedstawieniu tak oczywistych powodów tego dowódcy plutonu i oficera ogniowego artylerii wojskowy Referat 5 zaakceptował podanie w dniu 25 V 1936 r. Mimo przychylnej decyzji Szczęsny Bogdan odbył w sierpniu i wrześniu 5- tygodniowy kurs taborowy dla oficerów rezerwy w 5 Dywizjonie Taborów w Poznaniu, uzyskując bardzo dobre wyniki w służbie, a nawet Państwową Odznakę Sportową (POS). W dokumentacji kursowej, w opisie cech wyróżniających, prócz już wyżej podanych pochwał pojawił się dość zrozumiały rozdźwięk: „Zamknięty w sobie, nie lubi wypowiadać się”. Jak czytamy ten bystry, logiczny, chętnie korzystający z nowych wiadomości i fachowo wyszkolony oficer nie potrafił ukryć swojego żalu z powodu rozdzielenia z jednostką macierzystą, do której był bardzo przywiązany. Ostatecznie otrzymał przydział do 4 DAK i odbył w nim ćwiczenia rezerwy w lipcu 1937 r.
fot. W centrum ks. Kazimierz, od lewej Zbigniew, Franciszek, Henryk, Witold, Zofia, Hanna i Jerzy Lutosławscy – zbiory rodzinne
Wiele cech wspólnych zamiłowań nie tylko wojskowych wykazywał Zbigniew Lutosławski syn Mariana i Marii z Zielińskich, urodzony 17 stycznia 1904 r. Już w 1920 r. próbował wstąpić na ochotnika do wojska przygotowywanego do obrony stolicy, jednakże z uwagi na młody wiek został skierowany do oddziałów pomocniczych. W czerwcu 1922 r. złożył egzamin maturalny w Ośmioklasowym Gimnazjum Męskim Kazimierza Kulwiecia w Warszawie i rozpoczął studia w Gdańsku na politechnice. W listopadzie 1927 r. uzyskał tytuł dyplomowanego inżyniera na Wydziale Maszynowo-Elektrotechnicznym. Młodszy brat wymienionego Franciszka wykazywał wybitne cechy dobrego żołnierza. Jeżeli komuś miała przydarzyć się plama na mundurze, to z pewnością nie jemu. W trakcie przebiegu służby wojskowej uznawany był za wzór godny naśladowania. Kurs podchorążych artylerii ukończył w czerwcu 1930 r. uzyskując 1 lokatę spośród 76 kursantów. Jako plutonowy podchorąży rezerwy został przydzielony do 1 DAK, w którym odbywał ćwiczenia polowe w 1932 r. Ze starszeństwem od 1 stycznia 1933 roku uzyskał stopień ppor. rezerwy artylerii. Zwieńczeniem zdobywania umiejętności polowych okazały się 6-tygodniowe ćwiczenia rezerwy na kursie oficerów zwiadu Szkoły Podchorążych Rezerwy Artylerii we Włodzimierzu w lipcu i sierpniu 1935 r. Wówczas też przełożeni po raz kolejny nie pozostawili choćby cienia wątpliwości, co do umiejętności kursanta: „Bardzo inteligentny o wybitnej inicjatywie. B. duże poczucie honoru i godności osobistej, ambitny, charakter wyrobiony, o dużej sile woli, b. stanowczy, ambicja pracy, obowiązkowość i pilność, koleżeński, solidarny, zdyscyplinowany, lojalność służbowa bez zarzutu”. Wysoko oceniono jego wyrobienie fizyczne: „B. dobrze zbudowany, prezencja wzorowa, ruchliwy, wytrzymały, odnowił odznakę POS, bez nałogów. Wymowa dobra”. Pochwał nie szczędzono także względem umysłowości: „Inteligencja wybitna, logiczny, bez upośledzeń, bystry, pamięć i zdolność uczenia się b. duża. Porządny. Łatwo i umiejętnie zdobywa nowe wiadomości”. Nie inaczej wypadła ocena wartości zawodowych: „Bardzo duże zdolności wojskowe, posiada dużo dobrych cech dowódcy, b. dobry rozkazodawca, wymagający. Zdolności musztrowania b. duże”. Ocena zdolności organizacyjnych, kierowniczych i wychowawczych sumowała ogólną opinię: „B. dobry organizator pracy w terenie, samodzielny, rzutki, w pracy skrupulatny, sumienny i dokładny. Zaradny. Potrafi narzucić swą wolę otoczeniu, uparty w decyzji, rygor znosi łatwo. W zupełności nadaje się na oficera zwiadowczego dyonu i na funkcję oficera pocztu dowódcy dyonu”.
Zbigniew Lutosławski rozpoczynając pracę zainteresował się zagadnieniami jej organizacji. W 1928 r. zaczął pracować na stanowisku kierownika w Fabryce Celulozy Singera i Steinhagena we Włocławku, od 1931 r. w Fabryce Wagonów Lilpop. Rau i Löwenstein jako asystent dyrektora do spraw organizacji i sekretarz dyrekcji, a od 1936 r. w Zakładach Mechanicznych H. Cegielskiego w Poznaniu. W podanych zakładach zyskiwał coraz bardziej wyspecjalizowane uprawnienia i obowiązki. W związku z drogą zawodową w 1937 r. trafił na kurs specjalistyczny dla oficerów rezerwy szkolonych dla przemysłu wojennego.
Niewiele młodszym bratem stryjecznym Zbigniewa był Jerzy Lutosławski. On także urodził się w 1904 r., ale 27 grudnia. Rodzice Józef i Maria z Olszewskich doczekali się pierworodnego w trakcie pobytu na stażu w Londynie. Wir pierwszowojenny sprawił, że maturę uzyskał on w gimnazjum im. Kulwiecia, a następnie rozpoczął studia na Wydziale Mechanicznym Politechniki Warszawskiej, gdzie 20 października 1925 r. zdał egzamin z części programu kształcenia i uzyskał świadectwo I Egzaminu Dyplomowego. W trakcie służby wojskowej Komisja Kwalifikacyjna ujęła niepełne wykształcenie wyższe jako półdyplom politechniczny. Podobnie jak bracia stryjeczni służbę wojskową rozpoczął w artylerii. Został wcielony do 1 Pułku Artylerii Przeciwlotniczej, skąd trafił do Szkoły Podchorążych Rezerwy Artylerii we Włodzimierzu. Kurs trwający od 18 lipca 1928 r. do 21 kwietnia 1929 r. ukończył z wynikiem celującym. Zajmując 1 lokatę 1/75, otrzymał stopień plutonowego podchorążego rezerwy artylerii. W kolejnych latach czekały go następne etapy zapoznawania się z dowodzeniem w baterii półstałej artylerii przeciwlotniczej. W cyklu, co trzy lata odbywał ćwiczenia dowódcze w jednostce macierzystej, a więc w 1932, 1935 i 1938 roku. Już pierwsze 6 tygodniowe ćwiczenia ukończył jako ogniomistrz z wynikiem bardzo dobrym we wrześniu 1932 r. Spośród ocen przełożonych, z jednym wyjątkiem, na poziomie bardzo dobrym na uwagę zasługuje właśnie wyjątkowa ocena zdolności organizacyjnych, o której dowódca baterii napisał: „Posiada nadzwyczajne zdolności organizacyjne i administracyjne”. Określił on też przydatności służbowe na dowódcę plutonu w czasie wojny. Zaś zastępca dowódcy pułku ppłk Mołodyński dookreślił przydział: „na dowódcę plutonu baterii półstałej”. Przytoczona wyjątkowa ocena zdolności organizacyjnych zaważyła na dalszym kierunku szkolenia wojskowego podchorążego, który otrzymał awans na ppor. rezerwy ze starszeństwem z dniem 1 stycznia 1933 r. (30 lokata). Następnie po 6 tygodniowych ćwiczeń na przełomie lipca i sierpnia 1935 r. dowódca dywizjonu mjr M. Bieniek napisał o jego przydatności służbowej: „Na stanowisku adiutanta dyonu odpowiada w stopniu b. dobrym. Nadaje się na stanowisko pierwszego oficera baterii półstałej”. Tak więc w 1938 r. odbywał 8 tygodniowe ćwiczenia na stanowisku dowódcy plutonu baterii półstałej i uzyskał ponowne potwierdzenie podanej przydatności służbowej. Dowódca dywizjonu mjr Bogucki w opinii napisał: „W czasie odbywania ćwiczeń pełnił służbę dowódcy plutonu bat. rezerwowej, a od 24 IX – 4 X w opl [obronie przeciwlotniczej] Warszawy adiutanta dyonu półstałego. Na pierwszym i drugim stanowisku okazał się bardzo dobrym”. Natomiast dowódca pułku płk K. Baran miał precyzyjniejszą opinię. Stwierdził: „Przygotowany do pełnienia funkcji ofic. bat. i ofic. zwiadowczego dyonu”. Z tak dobrych opinii przełożonych różnych szczebli dowodzenia wynika istotna konkluzja, że Jerzy Lutosławski mimo nadzwyczajnych zdolności administracyjnych był oficerem wszechstronnie uzdolnionym, polecanym na niezwykle wymagające stanowiska służbowe począwszy od pierwszego oficera bateryjnego, po adiutanta i oficera zwiadowczego dywizjonu.
Fot. Nastoletni Henryk Lutosławski na wakacjach w Drozdowie – zbiory rodzinne.
Myli się jednak ten, który myśli, że Jerzy lub Zbigniew Lutosławscy wyróżnili się najbardziej spośród bliskich krewnych w trakcie służby wojskowej. Otóż nie. Z całą pewnością można stwierdzić, że celująco wypadł Henryk Gabriel Lutosławski, młodszy brat Jerzego. Urodził się w Drozdowie 14 maja 1909 r. Jak wyżej opisani w czasie I wojny światowej znalazł się wraz z bliskimi w Rosji, gdzie stracił ojca zamordowanego przez bolszewików. Po powrocie z wygnania miał przed sobą lata edukacji w humanistycznym Gimnazjum Staszica w Warszawie ukończonym w 1927 r. oraz na SGGW w Warszawie. Studia trwały do 1931 r., kiedy to uzyskał tytuł rolnika inżyniera z odznaczeniem. Służbę wojskową rozpoczął 12 sierpnia 1932 r. Oczywiście poszedł w ślady braci wybierając artylerię. Na podstawie późniejszych opinii przełożonych wypada wnioskować, że był on pod dużym wpływem obserwacji „przeprawy wojskowej” jaką mieli krewniacy. Z pewnością ich wiedza posłużyła także przyszłemu oficerowi w przygotowaniach do najszybszego zdobywania kompetencji, potwierdzonych nieporównywalnym tempem awansowania wśród towarzyszy broni i krewnych w czasie pokoju. Nim jednak zasłużył na szlify awansował z kanoniera na bombardiera, kaprala, a po kursie podchorążych artylerii we Włodzimierzu Wołyńskim w latach 1932/1933 – plutonowego podchorążego rezerwy. Warto podkreślić, że szkołę podchorążych ukończył z lokatą nr 1/72. Ostatnie miesiące służby czynnej spędził w składzie 12 DAK w Ostrołęce, gdzie awansował na ogniomistrza podchorążego. Następnie jako rezerwista w 1934 r. odbywał kilkutygodniowe ćwiczenia, po których otrzymał awans na starszego ogniomistrza podchorążego rezerwy. Stopień podporucznika rezerwy otrzymał ze starszeństwem od 1 stycznia 1935 r. W opinii przełożonych wyróżniał się na stanowisku dowódcy plutonu jako: „Bardzo dobry oficer artylerii – dowodzenie plutonem sprawował bardzo dobrze, kandydat na dowódcę baterii. Bardzo dobry jako instruktor, wychowawca i rozkazodawca”. Pisał tak m.in. dowódca baterii szkoleniowej kpt. Walenty Rakowski. Ponadto doceniał podkomendnego, gdyż był to: „Wyróżniający – najlepszy z oficerów rezerwy (jakich dotychczas na ćwiczeniach spotkałem)”. Wymieniony kapitan stwierdził nawet, że ”Nie ustępuje w niczem najlepszym oficerom zawodowym, tak pod względem wiadomości jak i dowodzenia”. Uznał, że Henryk Lutosławski osiągnął tak wyjątkowe wyniki na ćwiczeniach: „Dzięki wyjątkowym zdolnościom oraz pogłębieniu wiedzy wojskowej i artyleryjskiej w rezerwie przybył na ćwiczenia zupełnie przygotowany, a czas w baterii wykorzystał na zaznajomienie się z pracą tej baterii”. Z tą opinią zgadzał się całkowicie ppłk Władysław Kaliszek, dowódca 12 DAK.
Pisząc o doświadczeniach życiowych stryjecznych braci Lutosławskich widać w ich aktywności naśladownictwo poczynając od wyboru uczelni i kierunku studiów. Nie dziwi więc zbieżność w świadomym doborze rodzaju formacji wojskowej. Mamy tu do czynienia, z korzystaniem z doświadczenia, które w przypadku Franciszka i Szczęsnego Bogdana zostało zdobyte w specyficznej sytuacji. Byli oni ochotnikami wojny o granice z lat 1918-1920 i z tego powodu nie mieli zbyt wiele do powiedzenia w chwili pierwszego założenia munduru. Pewnie też z tego tytułu w trakcie zdobywania umiejętności wojskowych i dalszej służby mieli pewne kłopoty z przydziałem do najbardziej odpowiadających im jednostek. Jednak ostatecznie braciom udało się trafić do obranych oddziałów kawalerii i artylerii konnej. Służba w dywizjonach taborowych nie była im pisana, mimo iż ukończyli SGGW. Zdaje się, że doświadczenia te podziałały niezwykle mobilizująco na wybór ścieżki wojskowej przez niewiele młodszych od nich Zbigniewa i Henryka Lutosławskich. Obaj byli prymusami z pierwszymi lokatami na kursie w szkole podchorążych we Włodzimierzu Wołyńskim i trafili do 1 i 12 Dywizjonów Artylerii Konnej, jednostek, według oceny Szczęsnego Bogdana, z najbardziej interesującymi destynacjami. Także Jerzy Lutosławski został prymusem wśród podchorążych artylerii na kursie we Włodzimierzu. Dana mu jednak była służba w najmłodszej i nowoczesnej spośród ówczesnych broni artyleryjskich – artylerii przeciwlotniczej.
Na przykładach następujących po sobie roczników poborowych stryjecznych braci Lutosławskich widać jak procentuje wiedza i doświadczenie, którymi umieli wspierać się wzajemnie starzy i nowi poborowi z cenzusem. I właśnie w tym kontekście należy dopatrywać się w następujących rocznikach rosnącego poziomu wykształcenia i stopnia wyszkolenia. Perfekcja przygotowania i znajomości sztuki artyleryjskiej była zaskoczeniem wśród przełożonych zwłaszcza u najmłodszego z wymienionych, który jak to ujęli dowódcy potrafił w domu przyswoić materiał szkoleniowy przerabiany następnie na ćwiczeniach w wojsku, gdzie przygotowaniem nie ustępował nawet kadrze zawodowej, dzięki czemu mógł skupić się na nauce dowodzenia baterią.
Wspominane na początku artykułu dawne przywiązanie stanu szlacheckim do konnej służby ojczyźnie, niezupełnie zanikło w podanych przykładach. Rzeczywistym kawalerzystą był najstarszy z krewnych Franciszek Lutosławski, ale trzeba też zaznaczyć, że przecież pozostali z wymienionych czyli artylerzyści również mieli do czynienia z końmi, ponieważ ich działony i baterie były holowane przez końskie zaprzęgi.
Warto podjąć jeszcze jedną myśl. Dotyczy postaw, które legły u podstaw służby wojskowej oraz rodzaju obranej broni. Rodzina Lutosławskich o jedno pokolenie wstecz dała światu wybitnych wolnomyślicieli, jak choćby mesjanista filozof Wincenty czy jego bracia utylitaryści, propagatorzy postępu cywilizacyjnego w pracy organicznej, a więc dzielący się wiedzą i umiejętnościami w zależności czym dysponowali. Dodając do tego postawę żołnierką następców, a była wzorowa i głęboko patriotyczna, oczom naszym ukazuje się obraz postaci w pełni świadomych swojego miejsca (misji życiowej) i tego jaką służbą, również w wojsku, mogli oni najlepiej poświęcić się dla dobra ojczyzny.
kustosz Marcin Rydzewski