Trwający remont siedziby Muzeum - dawnego Dolnego Dworu Lutosławskich - dostarczył kilku niespodzianek. Spod warstw starych tynków wyłoniła się dawna cegła spojona zaprawą wapienną, przykład misternej roboty majstrów i ich pomocników. Wysokiej jakości surowiec do dziś prezentuje się bardzo okazale i spełnia wyznaczoną funkcję. Pamiętajmy jednak, że stylizowany na wille klasycystyczną budynek został wzniesiony w zasadzie bez użycia metalowych belek stropowych. Były to bowiem czasy z połowy ostatniego dziesięciolecia XIX w. Jedynie ściany klatki schodowej opatrzono ankrami, po parze na każdej kondygnacji. Miały chronić mury przed niekontrolowanymi naprężeniami, co czynią nadal z dużym powodzeniem.
Sama budowa była wielce skomplikowana, gdyż chodziło o jak najlepsze połączenie starego modrzewiowego dworu z murowaną willą. Tak też się stało. Jednak okazuje się, że to, co dziś oczywiste, bo widoczne gołym okiem, dla budowniczych mogło być czymś innym, gdy kończono piętro willi i strych we dworze. Niemym świadkiem dylematów budowlanych jest właśnie odsłonięte sklepienie okienne na murowanym piętrze i poniżej jego dość nieregularnie zamurowany otwór. Co warto podkreślić, gdyby okno przetrwało, byłoby jedynym od strony północnej. Okno istniało jeszcze w okresie, gdy w pomieszczeniach piętra działała izba porodowa. Natomiast w czasie generalnego remontu, trwającego w latach 1977-1984, nie miało już racji bytu z uwagi na podwyższenie dachu we dworze zrekonstruowanym przy użyciu zaprawy cementowej, cegły i stali. Tak więc pozostał trwały ślad dawnej myśli projektowej w postaci zamurowanego z dwóch stron okna z częściowo zachowaną drewnianą ościeżnicą, ale już nie dawną zaprawą wapienną, a cementowo-wapienną. Natomiast od środka budynku całkowicie zachowała się podokienna wnęka grzejnikowa.
Sama przebudowa dworu i dobudowanie willi było dużym wydatkiem dla zamożnej rodziny Lutosławskich. Zużyto cały zapas drewna i przekroczono znacznie przewidziany budżet. Nakłady opłaciły się. Willę według projektu Franciszka Lilpopa, przyjaciela z ryskich studiów Mariana Lutosławskiego, wybudowano, a całe przedsięwzięcie podziwiano, pod wieloma względami. Piękna bryła, kryła w sobie nowoczesne pomieszczenia, połączone w układzie amfiladowym oraz obszernym, reprezentacyjnym holem z galerią klatki schodowej o wysokości dwóch kondygnacji (około 7 metrów), zwieńczonym przeszkleniem świetlika wprawionego w strop kasetonowy. Jednak to, co było najistotniejsze, to wyposażenie w instalację kanalizacyjną, a niebawem także elektryczną. Dodać należy, że budowę ukończono w 1895 r. Właściciel Stanisław Lutosławski zamieszkiwał w niej do końca swojego życia. Budynek, którego budowa pochłonęła niemały majątek, miał w przyszłości kilkukrotnie zmieniać przeznaczenie i doświadczyć niejednego kataklizmu wojennego. Pomimo to mury przetrwały i nadal służą.
Marcin Rydzewski