W 80. rocznicę śmierci wspominamy Romana Dmowskiego, postać szczególnie ważną w historii rodziny Lutosławskich z Drozdowa. O Dmowskim jako polityku mówi się wiele, szczególnie w ostatnich miesiącach w kontekście rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Wątkiem, który także zasługuje na przypomnienie są związki lidera Narodowej Demokracji z ludźmi których uważał nie tylko za swoich wielkich przyjaciół, ale wręcz za przybraną rodzinę.
Przyjaźń z Lutosławskimi zawiązała się w roku 1900 w Krakowie. Wówczas Dmowski poznał małżeństwo Sofii i Wincentego Lutosławskich. Od razu znaleźli w sobie pokrewne dusze: ona – Hiszpanka, poeta i pisarka, on – filozof z nimbem nieszablonowego myśliciela oraz Dmowski – kierownik obozu endecji, nowej zyskującej coraz więcej zwolenników siły politycznej z planem na niepodległą Polskę.
Dmowskiego od razu pokochały trzy córeczki profesorstwa Lutosławskich: Maria, Izabella i Halina. Dwie pierwsze, już w dorosłym życiu opisały historię przyjaźni z „Panem Romanem”, jak zawsze do Dmowskiego się zwracano, w wartych polecenia książkach. Izabella Lutosławska, potem po mężu – Wolikowska, napisała wspomnienia zatytułowane „Roman Dmowski. Człowiek, Polak, Przyjaciel” zaś Maria z Lutosławskich Niklewiczowa książkę pod tytułem „Pan Roman. Wspomnienia o Romanie Dmowskim”. Jeśli ktoś chce poznać życiowe decyzje Dmowskiego, to jakim był człowiekiem prywatnie, co czytał, jakie miał poczucie humoru i dlaczego fascynował się Anglią oraz Japonią powinien sięgnąć właśnie po te pozycje.
Dmowski stał się ważną postacią nie tylko w życiu córek Wincentego i Sofii, lecz także osobą szanowaną i kochaną przez ich dzieci. Dla młodych potomków rodu Lutosławskich był autorytetem mającym wpływ wychowawczy. Tak z Romanem Dmowskim związały się kolejne pokolenia ziemiańskiej rodziny w Drozdowa.
Związki te umocniły również decyzje matrymonialne córek Sofii i Wincentego Lutosławskich. Maria poślubiła jego bliskiego współpracownika i przyjaciela Mieczysława Niklewicza – wydawcę endeckiej prasy, zaś Halina doktora Czesława Meissnera – wieloletniego członka Ligi Narodowej, późniejszego posła na Sejm. Sam Dmowski, co warto wspomnieć na marginesie, nigdy się nie ożenił poświęcając się działalności politycznej, jego zdaniem trudnej do pogodzenia z należytym wypełnianiem ról męża i ojca w tak trudnym czasie jakim był okres zaborczej niewoli związanej z ryzykiem wieloletniego więzienia lub zesłania.
Czy był to Kraków przełomu wieków czy Warszawa, zawsze wzajemnie się odwiedzano, spędzano wolny czas, zapraszano na obiady czy kolacje. Wieczorami prowadzono długie rozmowy, nie tylko o polityce. Tak też było w Drozdowie, które Dmowski po raz pierwszy odwiedził w roku 1911, by trzymać do chrztu córkę wspomnianej Marii Niklewiczowej – Krystynę. W późniejszych latach stał się także ojcem chrzestnym jeszcze dwójki dzieci: Ryszarda Niklewicza oraz Zofii Meissner.
Latami rozłąki był jedynie czas I wojny światowej i konferencji paryskiej, aż do powrotu Dmowskiego do kraju w 1920 roku, gdy w Warszawie witała go niewielka grupa przyjaciół, w tym rodzina Niklewiczów. Zgodnie z jego wolą powitanie miało być skromne, niemedialne. Okres obejmujący lata 1922-1934 to czas niezapomnianych historii i anegdot związanych z wizytami Lutosławskich w majątku Dmowskiego w Chludowie koło Poznania. To między innymi wspólne święta wielkanocne, wakacje, połowy ryb czy dziecięce zabawy. Właśnie dla najmłodszych Lutosławskich Dmowski trzymał w swoim pałacu specjalnie zaaranżowany pokój z mnóstwem zabawek oraz kupił do przejażdżek osiołka z małym zaprzęgiem.
Ostatnie miesiące życia Roman Dmowski spędził w drozdowskim dworze do którego przyjechał w czerwcu 1938 roku. Pomógł Marii Niklewiczowej wykupić część majątku, któremu wtedy groziła licytacja. Tu spacerował podtrzymując się laską po alejach parkowych oraz spoglądał na dolinę Narwi. Tu przyjmował gości, między innymi duchownych – biskupa łomżyńskiego Stanisława Kostkę Łukomskiego oraz proboszcza parafii w Drozdowie księdza Antoniego Mielnickiego. W nocy 2 stycznia 1939 roku dobiegło końca jego ziemskie życie.
Na Ziemi Łomżyńskiej rozpoczęły się uroczystości pogrzebowe, które stały się wielką manifestacją uznania dla jednego z ojców polskiej niepodległości. W dworze Lutosławskich zaciągnięto wartę honorową przy trumnie Dmowskiego, którą 4 stycznia okrytą sztandarem Stronnictwa Narodowego powiatu łomżyńskiego przewieziono do łomżyńskiej katedry, gdzie biskup Łukomski odprawił mszę przy bardzo licznym udziale mieszkańców miasta.
W kondukcie pogrzebowym w Warszawie, 7 stycznia, za trumną Dmowskiego szło ponad 100 tysięcy Polaków. Atmosferę tamtego dnia i uczucia towarzyszące ostatniemu pożegnaniu Romana Dmowskiego niech przypomną słowa Izabelli Wolikowskiej: „Byłam w życiu w rożnych krajach na pogrzebach dostojników, widziałam z bliska pogrzeby dwóch królewien hiszpańskich, prezydenta Francji, ludzi których chowano z pompą i możliwościami materialnymi – nieograniczonymi. Ale tak zdumiewającego pogrzebu, takiej powagi i ciężkiej żałości w tysiącach ludzi kroczących w orszaku, takich twarzy szlachetnych naszej młodzieży, opanowanej, ale wpatrzonej w trumnę jak w sztandar, i takiego bogactwa najpiękniejszych kwiatów w pełni zimy – dotąd w życiu nie widziałam”. Dmowski został pochowany na Cmentarzu Bródnowskim.