Fot. Nastoletni Henryk Lutosławski na wakacjach w Drozdowie - zbiory rodzinne.
Myli się jednak ten, który myśli, że Jerzy lub Zbigniew Lutosławscy wyróżnili się najbardziej spośród bliskich krewnych w trakcie służby wojskowej. Otóż nie. Z całą pewnością można stwierdzić, że celująco wypadł Henryk Gabriel Lutosławski, młodszy brat Jerzego. Urodził się w Drozdowie 14 maja 1909 r. Jak wyżej opisani w czasie I wojny światowej znalazł się wraz z bliskimi w Rosji, gdzie stracił ojca zamordowanego przez bolszewików. Po powrocie z wygnania miał przed sobą lata edukacji w humanistycznym Gimnazjum Staszica w Warszawie ukończonym w 1927 r. oraz na SGGW w Warszawie. Studia trwały do 1931 r., kiedy to uzyskał tytuł rolnika inżyniera z odznaczeniem. Służbę wojskową rozpoczął 12 sierpnia 1932 r. Oczywiście poszedł w ślady braci wybierając artylerię. Na podstawie późniejszych opinii przełożonych wypada wnioskować, że był on pod dużym wpływem obserwacji „przeprawy wojskowej” jaką mieli krewniacy. Z pewnością ich wiedza posłużyła także przyszłemu oficerowi w przygotowaniach do najszybszego zdobywania kompetencji, potwierdzonych nieporównywalnym tempem awansowania wśród towarzyszy broni i krewnych w czasie pokoju. Nim jednak zasłużył na szlify awansował z kanoniera na bombardiera, kaprala, a po kursie podchorążych artylerii we Włodzimierzu Wołyńskim w latach 1932/1933 – plutonowego podchorążego rezerwy. Warto podkreślić, że szkołę podchorążych ukończył z lokatą nr 1/72. Ostatnie miesiące służby czynnej spędził w składzie 12 DAK w Ostrołęce, gdzie awansował na ogniomistrza podchorążego. Następnie jako rezerwista w 1934 r. odbywał kilkutygodniowe ćwiczenia, po których otrzymał awans na starszego ogniomistrza podchorążego rezerwy. Stopień podporucznika rezerwy otrzymał ze starszeństwem od 1 stycznia 1935 r. W opinii przełożonych wyróżniał się na stanowisku dowódcy plutonu jako: „Bardzo dobry oficer artylerii – dowodzenie plutonem sprawował bardzo dobrze, kandydat na dowódcę baterii. Bardzo dobry jako instruktor, wychowawca i rozkazodawca”. Pisał tak m.in. dowódca baterii szkoleniowej kpt. Walenty Rakowski. Ponadto doceniał podkomendnego, gdyż był to: „Wyróżniający – najlepszy z oficerów rezerwy (jakich dotychczas na ćwiczeniach spotkałem)”. Wymieniony kapitan stwierdził nawet, że ”Nie ustępuje w niczem najlepszym oficerom zawodowym, tak pod względem wiadomości jak i dowodzenia”. Uznał, że Henryk Lutosławski osiągnął tak wyjątkowe wyniki na ćwiczeniach: „Dzięki wyjątkowym zdolnościom oraz pogłębieniu wiedzy wojskowej i artyleryjskiej w rezerwie przybył na ćwiczenia zupełnie przygotowany, a czas w baterii wykorzystał na zaznajomienie się z pracą tej baterii”. Z tą opinią zgadzał się całkowicie ppłk Władysław Kaliszek, dowódca 12 DAK.
Pisząc o doświadczeniach życiowych stryjecznych braci Lutosławskich widać w ich aktywności naśladownictwo poczynając od wyboru uczelni i kierunku studiów. Nie dziwi więc zbieżność w świadomym doborze rodzaju formacji wojskowej. Mamy tu do czynienia, z korzystaniem z doświadczenia, które w przypadku Franciszka i Szczęsnego Bogdana zostało zdobyte w specyficznej sytuacji. Byli oni ochotnikami wojny o granice z lat 1918-1920 i z tego powodu nie mieli zbyt wiele do powiedzenia w chwili pierwszego założenia munduru. Pewnie też z tego tytułu w trakcie zdobywania umiejętności wojskowych i dalszej służby mieli pewne kłopoty z przydziałem do najbardziej odpowiadających im jednostek. Jednak ostatecznie braciom udało się trafić do obranych oddziałów kawalerii i artylerii konnej. Służba w dywizjonach taborowych nie była im pisana, mimo iż ukończyli SGGW. Zdaje się, że doświadczenia te podziałały niezwykle mobilizująco na wybór ścieżki wojskowej przez niewiele młodszych od nich Zbigniewa i Henryka Lutosławskich. Obaj byli prymusami z pierwszymi lokatami na kursie w szkole podchorążych we Włodzimierzu Wołyńskim i trafili do 1 i 12 Dywizjonów Artylerii Konnej, jednostek, według oceny Szczęsnego Bogdana, z najbardziej interesującymi destynacjami. Także Jerzy Lutosławski został prymusem wśród podchorążych artylerii na kursie we Włodzimierzu. Dana mu jednak była służba w najmłodszej i nowoczesnej spośród ówczesnych broni artyleryjskich – artylerii przeciwlotniczej.
Na przykładach następujących po sobie roczników poborowych stryjecznych braci Lutosławskich widać jak procentuje wiedza i doświadczenie, którymi umieli wspierać się wzajemnie starzy i nowi poborowi z cenzusem. I właśnie w tym kontekście należy dopatrywać się w następujących rocznikach rosnącego poziomu wykształcenia i stopnia wyszkolenia. Perfekcja przygotowania i znajomości sztuki artyleryjskiej była zaskoczeniem wśród przełożonych zwłaszcza u najmłodszego z wymienionych, który jak to ujęli dowódcy potrafił w domu przyswoić materiał szkoleniowy przerabiany następnie na ćwiczeniach w wojsku, gdzie przygotowaniem nie ustępował nawet kadrze zawodowej, dzięki czemu mógł skupić się na nauce dowodzenia baterią.
Wspominane na początku artykułu dawne przywiązanie stanu szlacheckim do konnej służby ojczyźnie, niezupełnie zanikło w podanych przykładach. Rzeczywistym kawalerzystą był najstarszy z krewnych Franciszek Lutosławski, ale trzeba też zaznaczyć, że przecież pozostali z wymienionych czyli artylerzyści również mieli do czynienia z końmi, ponieważ ich działony i baterie były holowane przez końskie zaprzęgi.
Warto podjąć jeszcze jedną myśl. Dotyczy postaw, które legły u podstaw służby wojskowej oraz rodzaju obranej broni. Rodzina Lutosławskich o jedno pokolenie wstecz dała światu wybitnych wolnomyślicieli, jak choćby mesjanista filozof Wincenty czy jego bracia utylitaryści, propagatorzy postępu cywilizacyjnego w pracy organicznej, a więc dzielący się wiedzą i umiejętnościami w zależności czym dysponowali. Dodając do tego postawę żołnierką następców, a była wzorowa i głęboko patriotyczna, oczom naszym ukazuje się obraz postaci w pełni świadomych swojego miejsca (misji życiowej) i tego jaką służbą, również w wojsku, mogli oni najlepiej poświęcić się dla dobra ojczyzny.
kustosz Marcin Rydzewski